wtorek, lutego 26, 2008
Pismo na dziś
Duch ożywia. Ciało nic sie pomaga. Słowa, które powiedziałem do was, są duchem i żywotem.
J 6, 63
J 6, 63
poniedziałek, lutego 25, 2008
Marzec `68
Warszawa - TAJNE
W dniu 23 bm. w pomieszczenieach Głównego Gmachu Politechniki Warszawskiej znaleziono szereg materiałów propagandowych, pozostawionych przez studentów (...) W tym samym czasie usunięto z gmachu PW 23 transparenty i plakaty z różnymi hasłami.
Do wykonania ulotek, napisów i odezw oraz transparentów zgromadzono następujące materiały:
- około 80 ark. szarego formatu A-1,
- zużyto do zrobienia transparentów około 50 m. płótna białego,
- kilka tysięcy sztuk papieru białego maszynowego,
- kilka tysięcy sztuk papieru podaniowego.
Strajkujący studenci Politechniki Warszawskiej przygotowali również różnego rodzaju środki samoobrony. Zaplanowano przy tym bronić się z II piętra. Do obrony tej zgromadzono przedmioty:
- około 30 gaśnic przeciwpożarowych (wszystkie jakie znajdowały się w Gmachu Głównym PW)
- około 20 hydrantów podłączonych do sieci wodociągowych,
- około 200 sztuk "pałek" z połamanych krzeseł i stołów,
- kilka prętów żelaznych,
- w krużgankach III i IV piętra, wokół auli, zgromadzono 120 stołów i krzeseł, które zamierzano zrzucić na funkcjonariuszy MO, gdyby weszli na teren Politechniki,
- kilka tysięcy różnych butelek po piwie, wódce i oranżadzie.
W czasie przygotowań do "Samoobrony" zniszczono ponad 200 szt. krzeseł i taboretów, 30-50 stołów, pobrudzono i odrapano ściany w kilku aulach. (...)
Zakładając możliwość kontynuowania strajku studenci zgromadzili następujące zapasy żywności:
- około 30 kg pomarańczy
- około 30 kg cytryn
- 100 szt. tabliczek czekolady
- kilkanaście bombonierek czekoladowych
- około 150 puszek konserw
- około 50 kg sera
- 1 skrzynię masła
- kilka tysięcy sztuk papierosów.
Ogółem zgromadzone zapasy stanowiły wartość około 100.000 zł. Pochodziły one w części od różnych osób z zewnątrz i podawane były przez parkan. Część tych artykułów przywieźli sami studenci.
W dniu 23 bm. w pomieszczenieach Głównego Gmachu Politechniki Warszawskiej znaleziono szereg materiałów propagandowych, pozostawionych przez studentów (...) W tym samym czasie usunięto z gmachu PW 23 transparenty i plakaty z różnymi hasłami.
Do wykonania ulotek, napisów i odezw oraz transparentów zgromadzono następujące materiały:
- około 80 ark. szarego formatu A-1,
- zużyto do zrobienia transparentów około 50 m. płótna białego,
- kilka tysięcy sztuk papieru białego maszynowego,
- kilka tysięcy sztuk papieru podaniowego.
Strajkujący studenci Politechniki Warszawskiej przygotowali również różnego rodzaju środki samoobrony. Zaplanowano przy tym bronić się z II piętra. Do obrony tej zgromadzono przedmioty:
- około 30 gaśnic przeciwpożarowych (wszystkie jakie znajdowały się w Gmachu Głównym PW)
- około 20 hydrantów podłączonych do sieci wodociągowych,
- około 200 sztuk "pałek" z połamanych krzeseł i stołów,
- kilka prętów żelaznych,
- w krużgankach III i IV piętra, wokół auli, zgromadzono 120 stołów i krzeseł, które zamierzano zrzucić na funkcjonariuszy MO, gdyby weszli na teren Politechniki,
- kilka tysięcy różnych butelek po piwie, wódce i oranżadzie.
W czasie przygotowań do "Samoobrony" zniszczono ponad 200 szt. krzeseł i taboretów, 30-50 stołów, pobrudzono i odrapano ściany w kilku aulach. (...)
Zakładając możliwość kontynuowania strajku studenci zgromadzili następujące zapasy żywności:
- około 30 kg pomarańczy
- około 30 kg cytryn
- 100 szt. tabliczek czekolady
- kilkanaście bombonierek czekoladowych
- około 150 puszek konserw
- około 50 kg sera
- 1 skrzynię masła
- kilka tysięcy sztuk papierosów.
Ogółem zgromadzone zapasy stanowiły wartość około 100.000 zł. Pochodziły one w części od różnych osób z zewnątrz i podawane były przez parkan. Część tych artykułów przywieźli sami studenci.
niedziela, lutego 24, 2008
Marzec `68
KRAKÓW 16. III - TAJNE
W domach akademickich, uczelniach i różnych miejscach publicznych (tramwaje, restauracje, bramy) rozpowszechniane są różnorodne ulotki i napisy sporządzane odręcznie, na maszynie, w odbitkach fotograficznych i powielaczowych. Treścią ulotek jest podważanie wiarygodności publikacji prasowych i radiowo-telewizyjnych, szkalowanie organów porządkowych MO i ORMO, hasła solidarności studenckiej z klasą robotniczą, nawoływanie do bojkotu nauki.
W domach akademickich, uczelniach i różnych miejscach publicznych (tramwaje, restauracje, bramy) rozpowszechniane są różnorodne ulotki i napisy sporządzane odręcznie, na maszynie, w odbitkach fotograficznych i powielaczowych. Treścią ulotek jest podważanie wiarygodności publikacji prasowych i radiowo-telewizyjnych, szkalowanie organów porządkowych MO i ORMO, hasła solidarności studenckiej z klasą robotniczą, nawoływanie do bojkotu nauki.
niedziela, lutego 17, 2008
Tu siem zabawisz...
http://pl.youtube.com/watch?v=miH7tU-QCoE
i krótsza wersja: http://pl.youtube.com/watch?v=kt73tUQVKiI&feature=related
P.S. Na pewno będzie wojna
i krótsza wersja: http://pl.youtube.com/watch?v=kt73tUQVKiI&feature=related
P.S. Na pewno będzie wojna
Niedzielny marazm
Po takim dniu czuję, jak moje ciało gnije telewizją. Po takim dniu chciałabym wyjechać do Afryki. Po takim dniu wiem, że w nocy czeka na mnie bezsenność.
P.S. Czy będzie wojna?
sobota, lutego 16, 2008
Codzienność
9 rano, telefon:
- Halou - mówi babcia w słuchawce - wstałaś już?
- No cześć babciu, co tam - mówię ja.
- A bo ja kotlety ubiłam i mam ziemniaczki, tylko trzeba je obrać, bo wiesz, ja sama...
- Tak. tak - przerywam - wiem, wypije kawę i zaraz tam będę.
- uhm - chrząka babcia i odkłada słuchawkę.
I tak od dwóch miesięcy - codziennie rano ta sama rozmowa.
- Halou - mówi babcia w słuchawce - wstałaś już?
- No cześć babciu, co tam - mówię ja.
- A bo ja kotlety ubiłam i mam ziemniaczki, tylko trzeba je obrać, bo wiesz, ja sama...
- Tak. tak - przerywam - wiem, wypije kawę i zaraz tam będę.
- uhm - chrząka babcia i odkłada słuchawkę.
I tak od dwóch miesięcy - codziennie rano ta sama rozmowa.
piątek, lutego 15, 2008
Homo idiota
Głupota wg Kłoczowskiego:
Cechą wyróżniającą głupca jest to, że wszystko wydaje się dlań proste i oczywiste. Bardzo lubi proste odpowiedzi(...) Głupiec bardzo nie lubi komplikacji. Nie dociera do niego, że każdy człowiek jest inny, że często problemy nie mają prostego rozwiązania.
Głupota jest ekspansywna; to znaczy, że jest śmiała. Głupiec obnosi się ze swoją głupotą i chwali sam siebie. W sposób osobliwy wyróżnia głupca to, że nie ma poczucia humoru. (..) Głupota jest zawsze złośliwa i podejrzliwa. (...)
Artur Schopenhauer, który dokonał bardzo wnikliwej, wręcz złośliwej charakterystyki głupca, twierdził, że głupiec nudzi się sam sobą. Przejawia się to w jego nieustannym pragnieniu i poszukiwaniu rozrywki. Najgorzej się czuje wtedy, gdy jest sam. W związku z tym następną cechą charakterystyczną głupca jest jego niezwykła podatność na roztopienie się w masie, przy jednoczesnym podkreślaniu własnej indywidualności - co dodalibyśmy współcześnie. Ale jest to indywidualność na poziomie realizacji hasła: "Bądź sobą, pij pepsi". (...)
Mądrzy ludzie wskazują na dwa źródła głupoty w człowieku: strach i bezczelność. Strach polega na gwałtownej próbie uniknięcia jakiegokolwiek ryzyka, wynikającego z zajęcia zdecydowanego stanowiska w jakiejś sprawie. Bezczelność charakteryzuje głupca w tłumie.
o. Jan Andrzej Kłoczowski OP (TP 6/10 luty 2008)
Cechą wyróżniającą głupca jest to, że wszystko wydaje się dlań proste i oczywiste. Bardzo lubi proste odpowiedzi(...) Głupiec bardzo nie lubi komplikacji. Nie dociera do niego, że każdy człowiek jest inny, że często problemy nie mają prostego rozwiązania.
Głupota jest ekspansywna; to znaczy, że jest śmiała. Głupiec obnosi się ze swoją głupotą i chwali sam siebie. W sposób osobliwy wyróżnia głupca to, że nie ma poczucia humoru. (..) Głupota jest zawsze złośliwa i podejrzliwa. (...)
Artur Schopenhauer, który dokonał bardzo wnikliwej, wręcz złośliwej charakterystyki głupca, twierdził, że głupiec nudzi się sam sobą. Przejawia się to w jego nieustannym pragnieniu i poszukiwaniu rozrywki. Najgorzej się czuje wtedy, gdy jest sam. W związku z tym następną cechą charakterystyczną głupca jest jego niezwykła podatność na roztopienie się w masie, przy jednoczesnym podkreślaniu własnej indywidualności - co dodalibyśmy współcześnie. Ale jest to indywidualność na poziomie realizacji hasła: "Bądź sobą, pij pepsi". (...)
Mądrzy ludzie wskazują na dwa źródła głupoty w człowieku: strach i bezczelność. Strach polega na gwałtownej próbie uniknięcia jakiegokolwiek ryzyka, wynikającego z zajęcia zdecydowanego stanowiska w jakiejś sprawie. Bezczelność charakteryzuje głupca w tłumie.
o. Jan Andrzej Kłoczowski OP (TP 6/10 luty 2008)
Wesołe miasteczko
Nasz świat to choroba psychiczna boga
to jego ukojenie nerwów, zmyślenie
stworzony dla uspokojenia namiętności
chwila ciszy i zgrzyt masywnej karuzeli
Koło szaleńców stało się wtedy
i w tamten sposób
A nasze stawanie się z każdą chwilą inne
i takie same
i tak bez przerwy
Kręcimy się w nieskończoności
Wciśnięci w krzesełka
przyczepieni żelazem do strachu i obłędu
to jego ukojenie nerwów, zmyślenie
stworzony dla uspokojenia namiętności
chwila ciszy i zgrzyt masywnej karuzeli
Koło szaleńców stało się wtedy
i w tamten sposób
A nasze stawanie się z każdą chwilą inne
i takie same
i tak bez przerwy
Kręcimy się w nieskończoności
Wciśnięci w krzesełka
przyczepieni żelazem do strachu i obłędu
Wspomnienie
Podwórko. Lato w małym miasteczku. Szary, zakurzony plac między dwoma blokami. Żadnych drzew, udeptany skrawek trawy, brudne wyleniałe koty w piwnicznych okienkach. Na placu połamana karuzela, dwie piaskownice pełne śmieci. Na środku stoi konstrukcja zardzewiałych drabinek. Popołudnie. Cicho, jakby umarł cały dzień, nie słychać niczego, mimo otwartych okien w blokach. Dziecko. Mała dziewczynka siedzi sama na środku podwórka, na najwyższej drabince. Myśl. Ktoś przed chwilą z nią rozmawiał, pozostawił jej myśl, dziwną, nie potrafi tego zrozumieć. Czy pojęłaś już wieczność, brak początku, brak końca? Czy pojmujesz wieczność czekania - na nadchodzący wieczór, na przyjazd dzieci, na kolejny dzień? Czy zrozumiesz nieskończoną przestrzeń nieba? Taka mała jesteś, takie duże podwórko, a przecież to nie wszystko, bo to wszystko jest nie do ogarnięcia.
Alchemia 2006
Spojrzałam przez mały prześwit w drzwiach – znów żółty blask słońca przebija się do nocnej knajpy. Zaraz wejdzie pani Kasia z panią Martą – zrobią sobie kawę latte – kawę lato, jak mawia lokalny schizofrenik. A więc zrobią sobie kawę latte, bo to jest ich nagroda, za to, że wstały wcześnie rano lub późno w nocy i przyszły tu, do tego brudnego, śmierdzącego miejsca, żeby je posprzątać, doprowadzić do stanu, w którym przedpołudniowi klienci będą odczuwali przyjemność, że siedzą w tak przytulnej knajpce i piją poranną kawę – lato.
Tego ranka znowu czułam, że jakaś niezapomniana chwila mija, chwila, która będzie we mnie tkwić jeszcze przez parę lat, dopóki nie zastąpi jej jakiś inny moment, żywszy dla wspomnień. Uczę się codziennie życia, samotności, obserwuję rzeczywistość, która zawsze wokół mnie istniała, ale wcześniej nie miałam dla niej czasu.
- To lato będzie gorące – mruknęła pani Kasia zrywając wosk ze stołów. Ledwo byłam w stanie patrzeć na jej ruchy. Cała noc biegania, picia stawianych wiśniówek i piołunówek, poranne piwo i joint – teraz odpoczywam na jednym z wielu pustych krzeseł. Pani Kasia z werwą otworzyła okiennice i drzwi – blask słońca zalał do bólu knajpę. Gdzieś w tej powodzi światła dojrzałam handlarki owocami i kwiatami stojące na placu. Stare przekupy – jak mawiał mój przyjaciel, od rana pytlują o sprawach nieważnych dla tego świata.
Alchemia, lato 2006
Tego ranka znowu czułam, że jakaś niezapomniana chwila mija, chwila, która będzie we mnie tkwić jeszcze przez parę lat, dopóki nie zastąpi jej jakiś inny moment, żywszy dla wspomnień. Uczę się codziennie życia, samotności, obserwuję rzeczywistość, która zawsze wokół mnie istniała, ale wcześniej nie miałam dla niej czasu.
- To lato będzie gorące – mruknęła pani Kasia zrywając wosk ze stołów. Ledwo byłam w stanie patrzeć na jej ruchy. Cała noc biegania, picia stawianych wiśniówek i piołunówek, poranne piwo i joint – teraz odpoczywam na jednym z wielu pustych krzeseł. Pani Kasia z werwą otworzyła okiennice i drzwi – blask słońca zalał do bólu knajpę. Gdzieś w tej powodzi światła dojrzałam handlarki owocami i kwiatami stojące na placu. Stare przekupy – jak mawiał mój przyjaciel, od rana pytlują o sprawach nieważnych dla tego świata.
Alchemia, lato 2006
Albo, albo
Niedawno rozmyślałem na tym, dlaczego zrezygnowałem z zawodu nauczyciela. Kiedy teraz myślę o tym, wydaje mi się, że właśnie takie stanowisko odpowiadało mi. Dzisiaj błysk jakiś oświetlił mi tę sprawę; właśnie dlatego uczyniłem to, że mogłem sie uważać za nadającego się do tej pracy. Gdybym pozostał na tym stanowisku, miałbym wszystko do stracenia, a nic do wygrania. Do tego stopnia uważam to za słuszne, że wyrzekłem się tej posady i staram się o zaangażowanie do wędrownego teatru, ponieważ nie posiadam żadnego talentu, to znaczy mam wszystko do zdobycia.
S. Kierkegaard, Albo, albo
S. Kierkegaard, Albo, albo
czwartek, lutego 14, 2008
wtorek, lutego 12, 2008
poniedziałek, lutego 11, 2008
Coś z Kierkegaarda..
Jak często lekarz powiada, że nie ma może na świecie człowieka zdrowego, tak samo można by było powiedzieć, gdyby się znało dobrze ludzi, że nie ma na świecie człowieka, który by nie zaznał nieco rozpaczy, w którego najgłębszych pokładach nie mieszkałby jakiś niepokój, jakaś niespójność, jakaś dysharmonia, jakiś lęk przed czymś nieznanym czy przed czymś, czego by sobie nawet nie chciał uświadomić, strach przed jakąś możliwością życia lub strach przed samym sobą, i że każdy, jak by powiedział lekarz, chodzi z chorobą w ciele, to znaczy kryje w sobie chorobę ducha, która chwilami, budząc niewytłumaczalny dla niego samego strach, ukazuje się przelotnie.
(...)
szczęście nie jest określonością ducha i głęboko, głęboko w środku, w najgłębszym środku szczęścia mieszka również lęk, który jest rozpaczą;
(...)
tyle się mówi o zmarnowanych życiach - a przecież tylko życie takiego człowieka można uważać za zmarnowane, który przeżył je całe złudzony radością czy też troską życia i nigdy nie poczuł się wiecznym duchem, osobowością, nigdy - co zresztą znaczy to samo - nie zauważył, nie zgłębił i nie zrozumiał tego, że w to wmieszany jest Bóg i że on, on sam, jego jaźń stoi wobec Boga, którego nieskończonej wygranej niepodobna osiągnąć inaczej jak przez rozpacz.
(...)
gdy gwar świata ucichnie, a nieustanny i bezpłodny wir próżnych zajęć przeminie, gdy wszystko się uspokoi wokół ciebie - jak w wieczności - czymkolwiek byłeś, mężczyzną czy kobietą, bogaczem czy żebrakiem, człowiekiem zależnym czy niezależnym, szczęśliwym czy nieszczęśliwym, czy udziałem twym był blask korony na szczytach, czy też niepozorne istnienie w trudzie i znoju, czy imię twe będą wspominać, dopóki świat istnieje, czy też jesteś bezimienny w tłumie niezliczonym, czy wspaniałość, która cię otacza, przeszła wszelkie ludzkie słowo, czy też potępił cię najsurowszy i hańbiący sąd ludzki - wieczność pyta każdego osobno z tych milionów i milionów ludzi, pyta o jedno tylko: czyś żył w rozpaczy, czy bez rozpaczy, czy w rozpaczy, o której nic nie wiedziałeś, czy też ukryłeś tę chorobę w swoim wnętrzu jak męczącą tajemnicę, jak grzeszny owoc miłości pod sercem, czy też, bedąc przerażeniem dla innych, sam szalałeś z rozpaczy. A jeżeli tak, jeżeli żyłeś w rozpaczy, to czy wygrywałeś, czy przegrywałeś w życiu, teraz wszystko dla ciebie przegrane, wieczność do ciebie się nie przyzna, nie znała cię nigdy, albo, co jeszcze straszliwsze, pozna cię, jak ty sam znasz siebie, i uwięzi na zawsze w samym tobie i w twojej rozpaczy.
(...)
szczęście nie jest określonością ducha i głęboko, głęboko w środku, w najgłębszym środku szczęścia mieszka również lęk, który jest rozpaczą;
(...)
tyle się mówi o zmarnowanych życiach - a przecież tylko życie takiego człowieka można uważać za zmarnowane, który przeżył je całe złudzony radością czy też troską życia i nigdy nie poczuł się wiecznym duchem, osobowością, nigdy - co zresztą znaczy to samo - nie zauważył, nie zgłębił i nie zrozumiał tego, że w to wmieszany jest Bóg i że on, on sam, jego jaźń stoi wobec Boga, którego nieskończonej wygranej niepodobna osiągnąć inaczej jak przez rozpacz.
(...)
gdy gwar świata ucichnie, a nieustanny i bezpłodny wir próżnych zajęć przeminie, gdy wszystko się uspokoi wokół ciebie - jak w wieczności - czymkolwiek byłeś, mężczyzną czy kobietą, bogaczem czy żebrakiem, człowiekiem zależnym czy niezależnym, szczęśliwym czy nieszczęśliwym, czy udziałem twym był blask korony na szczytach, czy też niepozorne istnienie w trudzie i znoju, czy imię twe będą wspominać, dopóki świat istnieje, czy też jesteś bezimienny w tłumie niezliczonym, czy wspaniałość, która cię otacza, przeszła wszelkie ludzkie słowo, czy też potępił cię najsurowszy i hańbiący sąd ludzki - wieczność pyta każdego osobno z tych milionów i milionów ludzi, pyta o jedno tylko: czyś żył w rozpaczy, czy bez rozpaczy, czy w rozpaczy, o której nic nie wiedziałeś, czy też ukryłeś tę chorobę w swoim wnętrzu jak męczącą tajemnicę, jak grzeszny owoc miłości pod sercem, czy też, bedąc przerażeniem dla innych, sam szalałeś z rozpaczy. A jeżeli tak, jeżeli żyłeś w rozpaczy, to czy wygrywałeś, czy przegrywałeś w życiu, teraz wszystko dla ciebie przegrane, wieczność do ciebie się nie przyzna, nie znała cię nigdy, albo, co jeszcze straszliwsze, pozna cię, jak ty sam znasz siebie, i uwięzi na zawsze w samym tobie i w twojej rozpaczy.
Soren Kierkegaard
Choroba na śmierć
tłum. J. Iwaszkiewicz
Choroba na śmierć
tłum. J. Iwaszkiewicz
P.S. Od znajomego wiem, że istnieje kantata Samuela Barbera "Prayers of Kierkegaard" - może warto ściągnąć?...
niedziela, lutego 10, 2008
Słowa
Ty idioto, ty dziwko, ty złodziejko, ty pedale...
Tylko słowa, a jednak kiedy stają przed tobą trzeba się z nimi uporać. Słowa, które niszczą, które obrażąją, które wysłane są, by uderzyć. Słowa zemsty, słowa oskarżenia, słowa nienawiści - złe słowa. Nie da rady przejść obok nich obojętnie, zawsze zatrzymują, nawet tych najbardziej gruboskórnych, bo już nie chodzi o to co znaczą, ale w jakich intencjach ktoś je wypowiedział. Musisz stanąć przed nimi, musisz się zatrzymać, zaczynasz się zastanawiać nad ich sensem, nad ich nadawcą, nad sobą. Nad złem. Czujesz się oblepiony nimi jak błotem, czujesz się brudny i nie wiesz czemu. Po jakimś czasie ich ostrze się stępi, ale zostaną w tobie już na zawsze. Igły pod skórą, o których nawet nie zawsze pamiętasz. Ale one dadzą jeszcze znać o sobie. W chwilach słabości znowu ukłują. Są najczystszą postacią trucizny, są kształtem zła. Tylko dlaczego i skąd ono? Unde male?
Tylko słowa, a jednak kiedy stają przed tobą trzeba się z nimi uporać. Słowa, które niszczą, które obrażąją, które wysłane są, by uderzyć. Słowa zemsty, słowa oskarżenia, słowa nienawiści - złe słowa. Nie da rady przejść obok nich obojętnie, zawsze zatrzymują, nawet tych najbardziej gruboskórnych, bo już nie chodzi o to co znaczą, ale w jakich intencjach ktoś je wypowiedział. Musisz stanąć przed nimi, musisz się zatrzymać, zaczynasz się zastanawiać nad ich sensem, nad ich nadawcą, nad sobą. Nad złem. Czujesz się oblepiony nimi jak błotem, czujesz się brudny i nie wiesz czemu. Po jakimś czasie ich ostrze się stępi, ale zostaną w tobie już na zawsze. Igły pod skórą, o których nawet nie zawsze pamiętasz. Ale one dadzą jeszcze znać o sobie. W chwilach słabości znowu ukłują. Są najczystszą postacią trucizny, są kształtem zła. Tylko dlaczego i skąd ono? Unde male?
czwartek, lutego 07, 2008
Nad Niemnem
Kto pamięta ten film...? Kto pamięta piękne piersi Justyny Orzelskiej..? Kto pamięta rzekę i mogiły...? Globus pani Emilii...? Ten tego ten..
Dzisiaj wspominam.
Rozbieranie Justyny - Czesław Miłosz
Wypaliły się dawno świece, Justyno.
Inni ludzie chodzą po twych nadniemeńskich ścieżkach.
A ja wstępuję w związek z tobą prawie miłosny,
Dotykając twego ciężkiego czarnego warkocza,
Który właśnie rozpuszczasz, ważąc w dłoni
Twoje obfite, na pewno, piersi, patrząc w lustrze
Na twoje szare oczy i bardzo czerwone wargi.
Jesteś duża i silna, szerokie plecy.
Dwudziestoczteroletnia, nie lubisz, kiedy mówią
Do ciebie: panienko. Sny masz wyraziste.
Nie musisz się mnie wstydzić, jestem z tej epoki,
Która będzie nazywana bezwstydną. Pani Orzeszkowa
zatrzymywała pióro. Romans twój z kuzynem
Zostawiony domysłom, krwi płynienie,
Plamy na prześcieradle, przemilczane.
Choć dla mnie twa cielesność jest ważna
Jest ważna, masz pojawić się zupełna,
Żeby twoja duma, gniewna prawość,
Jaśniały, zadziwiając: skąd się biorą?
Jakie dialogi toczy ciało z duszą?
W twoim kraju dobro i zło mierzono Mogiłą.
Kto dochowa wierności, kto nie dochowa.
(...)
Nie da się tej powieści streścić cudzoziemcom.
Dla nich jesteś jedynie dziewoją
Równość stanową głosząca u Georges Sand
I oto starość Justyno, gotowy
Rozdział, Pani Eliza już go nie napisze.
Urodziłaś syna i córki. Dorosły wnuki.
Opierasz ręce na sękatym kiju, matka rodu.
(...)
Słyszysz krzyki żołnierzy, lament kobiet.
I wiesz, przeczuwasz, jak wygląda koniec
Jednej ziemskiej ojczyzny. Już nigdy echo
Pieśni Niemnie śpiewanej, lotów jaskółek.
Nigdy owocobrania w zaściankowych sadach.
Zatrzaskują się jedne po drugich sztaby wagonów.
Uwożą ciebie dawnym szlakiem w kraj mordu i mroku.
(...)
Eliza Orzeszkowa:
"Ciężką nudą przejmował ją co rano myśl o dniu, który rozciągał się przed nią pustym, bezcelowym szlakiem; z ciężką nudą co wieczór kładła się do spoczynku. Czuła w sobie często bunt młodości(..) Pragnęła iść, biec, komuś w czymś pomagać, na celu coś mieć, ku czemuś zmierzać (...) Była ubogą krewną, panną mogącą jeszcze wyjść za mąż i czymże więcej być mogła?"
Dzisiaj wspominam.
-"Tereniu, daj mi trochę wody i proszek bromowy, bo czuję nadchodzący globus"
Rozbieranie Justyny - Czesław Miłosz
Wypaliły się dawno świece, Justyno.
Inni ludzie chodzą po twych nadniemeńskich ścieżkach.
A ja wstępuję w związek z tobą prawie miłosny,
Dotykając twego ciężkiego czarnego warkocza,
Który właśnie rozpuszczasz, ważąc w dłoni
Twoje obfite, na pewno, piersi, patrząc w lustrze
Na twoje szare oczy i bardzo czerwone wargi.
Jesteś duża i silna, szerokie plecy.
Dwudziestoczteroletnia, nie lubisz, kiedy mówią
Do ciebie: panienko. Sny masz wyraziste.
Nie musisz się mnie wstydzić, jestem z tej epoki,
Która będzie nazywana bezwstydną. Pani Orzeszkowa
zatrzymywała pióro. Romans twój z kuzynem
Zostawiony domysłom, krwi płynienie,
Plamy na prześcieradle, przemilczane.
Choć dla mnie twa cielesność jest ważna
Jest ważna, masz pojawić się zupełna,
Żeby twoja duma, gniewna prawość,
Jaśniały, zadziwiając: skąd się biorą?
Jakie dialogi toczy ciało z duszą?
W twoim kraju dobro i zło mierzono Mogiłą.
Kto dochowa wierności, kto nie dochowa.
(...)
Nie da się tej powieści streścić cudzoziemcom.
Dla nich jesteś jedynie dziewoją
Równość stanową głosząca u Georges Sand
I oto starość Justyno, gotowy
Rozdział, Pani Eliza już go nie napisze.
Urodziłaś syna i córki. Dorosły wnuki.
Opierasz ręce na sękatym kiju, matka rodu.
(...)
Słyszysz krzyki żołnierzy, lament kobiet.
I wiesz, przeczuwasz, jak wygląda koniec
Jednej ziemskiej ojczyzny. Już nigdy echo
Pieśni Niemnie śpiewanej, lotów jaskółek.
Nigdy owocobrania w zaściankowych sadach.
Zatrzaskują się jedne po drugich sztaby wagonów.
Uwożą ciebie dawnym szlakiem w kraj mordu i mroku.
(...)
Eliza Orzeszkowa:
"Ciężką nudą przejmował ją co rano myśl o dniu, który rozciągał się przed nią pustym, bezcelowym szlakiem; z ciężką nudą co wieczór kładła się do spoczynku. Czuła w sobie często bunt młodości(..) Pragnęła iść, biec, komuś w czymś pomagać, na celu coś mieć, ku czemuś zmierzać (...) Była ubogą krewną, panną mogącą jeszcze wyjść za mąż i czymże więcej być mogła?"
Dzień
Deszcz, sygnał karetki, kawa, choroba, nadanie paczki, obiad, złamanie ręki, tysięczny odcinek serialu, kawa ze starym ciastkiem, łóżko, herbata, artykuł w gazecie, telefon, "Przypadek", papieros, woda w wannie, sen. Strach.
P.S. W radiu prognoza na jutro: deszcz.
P.S. W radiu prognoza na jutro: deszcz.
środa, lutego 06, 2008
Rozmowy z Bogiem
- Głodna jestem - poskarżyłam się
- Nic nie będziesz jadła - prychnął Bóg wodą w kranie - I dość tego mazgania się - powiedział Bóg gasząc światło.
- Ciężko mi tu - poskarżyłam się.
Bóg się nie odezwał.
- Nic nie będziesz jadła - prychnął Bóg wodą w kranie - I dość tego mazgania się - powiedział Bóg gasząc światło.
- Ciężko mi tu - poskarżyłam się.
Bóg się nie odezwał.
Chodzą i palą
nie ma wierszy w grudniu
nikt nie życzy
chcę nie przespać
nie robię porządków
zasypiam w stłoczonej pościeli
budzę się pod cieżką chmurą
nie chodzę nie palę
mnie pali
rozmawiają za ścianą
która godzina
tu nie ma ściennych zegarów
patrz
trzy ulice dalej
jest stół nad nim ciężki abażur lampy
chodzą i palą
nikt nie życzy
chcę nie przespać
nie robię porządków
zasypiam w stłoczonej pościeli
budzę się pod cieżką chmurą
nie chodzę nie palę
mnie pali
rozmawiają za ścianą
która godzina
tu nie ma ściennych zegarów
patrz
trzy ulice dalej
jest stół nad nim ciężki abażur lampy
chodzą i palą
Przypowieść o błędnych rycerzach
- Co noc i w tych samych miejscach i ciągle z tymi samymi ludźmi. Z innymi rycerzami. Walki. Nie na rapiery i szable, ale na emocje i wytrzymałość. Kto może tak dłużej i mocniej. Tu narodziły się legendy, mity o najdzielniejszych - poległych...
Najważniejsza jest cześć, wspomnienia i honorowy toast najgorszą wódką. Później walka do świtu z wszystkimi potworami świata. Lecz rano już się nic nie pamięta, pozostaje tylko gorzki smak piołunu i dygot rąk. I znów całodzienna regeneracja sił do kolejnej wieczornej bitwy. O wszystko...
Najważniejsza jest cześć, wspomnienia i honorowy toast najgorszą wódką. Później walka do świtu z wszystkimi potworami świata. Lecz rano już się nic nie pamięta, pozostaje tylko gorzki smak piołunu i dygot rąk. I znów całodzienna regeneracja sił do kolejnej wieczornej bitwy. O wszystko...
wtorek, lutego 05, 2008
"Natężenie świadomości"
Późny wieczór. Okno. Podglądam przez lornetkę młodą parę jedzącą kolację w kuchni. On nachyla się nad stołem, ona co chwilę wstaje, znika z pola widzenia, przynosi coś, znowu znika, siada. On wygląda przez okno, patrzy w moją stronę, ale nie widzi mnie. Pewnie patrzy na pusty rynek, na uliczną latarnię. Nikt o tej porze już nie przechodzi pod oknami, jest pusto. Odwraca się do niej. Zastygają nad stołem, trwa to dłuższy czas. Nagle on się podnosi i znika. Widzę, jak zapala się światło na klatce schodowej. Schodzi szybko. Znika. Ona dalej siedzi przy stole. Obraz bez dźwięków. Cisza.
Teraz powinno być jak w teatrze. Światło gaśnie, kurtyna.
Teraz powinno być jak w teatrze. Światło gaśnie, kurtyna.
poniedziałek, lutego 04, 2008
świadomie
nie przyznaję się, unikam, wymyślam
boję się, uciekam, patrzę jak gniję
nie śmieszy mnie
wbijam w siebie palec i udaję, że jest dobrze
jutro odsyłam priorytetem swoje paznokcie
codziennie po kawałku będę siebie odsyłać
boję się, uciekam, patrzę jak gniję
nie śmieszy mnie
wbijam w siebie palec i udaję, że jest dobrze
jutro odsyłam priorytetem swoje paznokcie
codziennie po kawałku będę siebie odsyłać
niedziela, lutego 03, 2008
Zima
Kiedy zapada ciemność – przygaszam się, chodzę ciszej po domu, choć to dopiero piąta po południu, ale każdy głośniejszy dźwięk jest jak wrzask w nocy. Niepokojący. Więc nic nie robię, energia mnie roznosi, włączam TV gdzie wydaje mi się, że jest jakieś życie, i że to życie jest takie łatwe. Większość scen odbywa się w pięknym słońcu, w serialach zawsze jest dzień – taki dzień niekończący się, w którym człowiek potrafi załatwić mnóstwo spraw, spotkać się ze znajomymi, ugotować pyszne jedzenie, pójść do teatru, kina, na basen, wyjść na imprezę, przeczytać w całości książkę i następnego dnia obudzić się o 6 rano w pokoju pełnym słońca. Uwielbiam seriale.
Dupa, dupa, dupa, dupa, dupa, dupa, dupa, czytanie siebie sprzed lat, dupa, dupa, dupa, dupa, list od Jacka, na który nie odpowiadam, dupa, dupa, dupa, dupa, pies sprzedany kretynowi, dupa, dupa, dupa, przyjaciel sprzedany za 100 złotych, dupa, dupa, dupa, dupa, dupa, audycja w radiu o wielkich reżyserach teatralnych, dupa, dupa, dupa, dupa, uzależnienie od alkoholu, dupa, dupa, dupa, dupa, dupa, nadgorliwi rodzice, dupa, dupa, dupa, dupa, dupa, jestem dupa.
Tren Fortynbrasa
Teraz kiedy zostaliśmy sami możemy porozmawiać książę jak mężczyzna
z mężczyzną
chociaż leżysz na schodach i widzisz tyle co martwa mrówka
to znaczy czarne słońce o złamanych promieniach
Nigdy nie mogłem myśleć o twoich dłoniach bez uśmiechu
i teraz kiedy leżą na kamieniu jak strącone gniazda
są tak samo bezbronne jak przedtem To jest właśnie koniec
Ręce leżą osobno Szpada leży osobno Osobno głowa
i nogi rycerza w miękkich pantoflach
Pogrzeb mieć będziesz żołnierski chociaż nie byłeś żołnierzem
jest to jedyny rytuał na jakim trochę się znam
Nie będzie gromnic i śpiewu będą lonty i huk
kir wleczony po bruku hełmy podkute buty konie artyleryjskie werbel
werbel wiem nic pięknego
to będą moje manewry przed objęciem władzy
trzeba wziąć miasto za gardło i potrząsnąć nim trochę
Tak czy owak musiałeś zginąć Hamlecie nie byłeś do życia
wierzyłeś w kryształowe pojęcia a nie glinę ludzką
żyłeś ciągłymi skurczami jak we śnie łowiłeś chimery
łapczywie gryzłeś powietrze i natychmiast wymiotowałeś
nie umiałeś żadnej ludzkiej rzeczy nawet oddychać nie umiałeś
Teraz masz spokój Hamlecie zrobiłeś co do ciebie należało
i masz spokój Reszta nie jest milczeniem ale należy do mnie
wybrałeś część łatwiejszą efektowny sztych
lecz czymże jest śmierć bohaterska wobec wiecznego czuwania
z zimnym jabłkiem w dłoni na wysokim krześle
z widokiem na mrowisko i tarczę zegara
Żegnaj książę czeka mnie jeszcze projekt kanalizacji
i dekret w sprawie prostytutek i żebraków
muszę także obmyślić lepszy system więzień
gdyż jak zauważyłeś słusznie Dania jest więzieniem
Odchodzę do moich spraw Dziś w nocy urodzi się
gwiazda Hamlet Nigdy się nie spotkamy
to co po mnie zostanie nie będzie przedmiotem tragedii
Ani nam witać się ani żegnać żyjemy na archipelagach
a ta woda te słowa cóż mogą cóż mogą książę
To wszystko jest kwestią znalezienia sensu, praca za pół darmo, w kasie supersamu, wlepianie mandatów, sprzedawanie podróbek jeansów, wszystko dlatego, że znalazł się cel, czemu to się robi, czemu się trzeba trzymać kurczowo życia, bo ono wcale nie jest proste, ono jest kurewsko skomplikowane, ciągle trzeba walczyć, by móc się utrzymać, dlatego ludzie chwalą sobie swój własny kąt, swoje meble, za które płacili pół życia, dlatego tyle jedzą, bo to jest nagroda, to jest ten wyrwany życiu kawałek spokoju. To jest kolejne małe zwycięstwo nad życiem, które jest jak drapieżnik, bezlitosne, wciąż głodne i niezaspokojone, pragnące naszej krwi i cierpienia.
Więc czemu nie oddać mu tego, co chce, czemu nie oddać mu siebie, czemu nie zasnąć wiecznie, czemu nie umrzeć? Bo znalazło się sens, dziecko, miłość, realizację swoich marzeń, lub wytłumaczenie – jakiekolwiek, którego się szukało cały czas.
Czemu parszywe życie chce, byśmy jednak żyli , czemu potrzebuje nas żywych, czemu potrafi utrzymywać nas ciągle w delikatnej nadziei, że jutro, pojutrze znajdziemy sens?
Więc czemu nie oddać mu tego, co chce, czemu nie oddać mu siebie, czemu nie zasnąć wiecznie, czemu nie umrzeć? Bo znalazło się sens, dziecko, miłość, realizację swoich marzeń, lub wytłumaczenie – jakiekolwiek, którego się szukało cały czas.
Czemu parszywe życie chce, byśmy jednak żyli , czemu potrzebuje nas żywych, czemu potrafi utrzymywać nas ciągle w delikatnej nadziei, że jutro, pojutrze znajdziemy sens?
Babcia: Moja mama znała niemiecki prefekt. Dlatego wyszła na pole i zagadała do tych Niemców. Oni przecież tak naprawdę nie byli winni. Rozkaz i idź. Mama dała im jeść. Ale jak oni szli, jeden ciągnął konia, drugi na nim wisiał, a trzeci pchał konia z tyłu. Nie mieli już siły. Pewnie i tak ich zabili. Ale co tam oni winni.
F: ależ babciu, przecież oni do tej wojny doprowadzili, wyrazili zgodę na Hitlera, głosowali za nim..
Babcia: Ale co też tam gadasz, a teraz, jak każą naszym chłopcom strzelać to oni muszą i tyle. I co zrobić…
Babcia podeszła do okna i spojrzała na miasto ze swej wysokości. Spojrzała jak stary pan Bóg, który nie ma już siły walczyć z ludźmi. A co ją to już obchodzi, niech robią co chcą. Tylko czemu tak ich szkoda..?
F: ależ babciu, przecież oni do tej wojny doprowadzili, wyrazili zgodę na Hitlera, głosowali za nim..
Babcia: Ale co też tam gadasz, a teraz, jak każą naszym chłopcom strzelać to oni muszą i tyle. I co zrobić…
Babcia podeszła do okna i spojrzała na miasto ze swej wysokości. Spojrzała jak stary pan Bóg, który nie ma już siły walczyć z ludźmi. A co ją to już obchodzi, niech robią co chcą. Tylko czemu tak ich szkoda..?
Subskrybuj:
Posty (Atom)