wtorek, października 08, 2013

Osiem lat temu pisałam:


Skończyłam czytać wspomnienia Miep Gies – Holenderki, która pomagała w ukrywaniu rodziny Franków, Anny Frank, dziewczynki, po której został pamiętnik z tych czasów w ukryciu, która nie doczekała końca wojny, zostały po niej tylko słowa, jej testament dzieciństwa spędzonego w ciasnych dwóch pokojach, w ciszy i byciu duchem, dzieciństwa spędzonego na obserwowaniu drzewa z ukrycia, które miało nad nią tę przewagę, że rosło bez obaw, że kwitło na słońcu, do którego ona nie miała dostępu. Jej radość mimo wszystko, jej nadzieje, jej marzenia spalone zostały w obozie koncentracyjnym. Zostały tylko słowa.
A tutaj za oknem szary, brudny Londyn, Londyn za czasów rewolucji przemysłowej, Polacy stłoczeni w malutkich pokoikach, spracowani, zabiegani, dostający tyle, by przeżyć, by się utrzymać na powierzchni nowoczesnego miasta. Polacy kaleczący angielski, mówiący półsłówkami, gestami rąk, chrząknięciami, jak zwierzęta. W dalekiej przeszłości zostały polskie miasta ze wspomnieniami, ukochanymi miejscami, uliczkami, ludźmi. I został nasz język, którego nikt tutaj nie chce słuchać, choć jest tak oczywisty dla Polaków. Język, który każdy chciałby zapomnieć. Nie posługując się własnym, nie znając tutejszego stajemy się zwierzętami, roślinami, które nie są w stanie przekazać nikomu własnych uczuć, emocji, niepewności, lęku, bólu. Ani gniewu, który rodzi się w każdym z nas. W każdej chwili dnia spotykamy się ze ścianą języka, murem, w którym skrobiemy sobie dziurki, żeby się przebić, żeby choć zobaczyć, jak jest naprawdę. Żeby się upewnić, że jednak nie da się tego muru zburzyć. Bo to nie tylko język, to sposób myślenia, wychowania, kultury, historii. Anglicy to naród pełen doniosłych zwycięstw i podbojów,a my jesteśmy tymi, których zawsze upokarzano. Najsławniejszy Polski pisarz pisał tylko po angielsku. A ja próbuję go czytać i nie rozumiem ani słowa. Nie rozumiem ani słowa.

Brak komentarzy: