Jeśli nie mam o czym pisać, to powinnam pisać o swoich tęsknotach, o życiu, którego nie mam, o podróżach, w które nigdy nie wyruszę, o miłościach, których nigdy nie doznam. Więc dlaczego nie wyobrazić sobie, jak wychodzę ze Lwówka na drogę do Wrocławia, wyciągam rękę i jadę na Wschód. I nic złego się nie dzieje, poznaję interesujących ludzi po drodze, oczywiście mam pieniądze na noclegi w przydrożnych motelach. Jadąc na Wschód skręcam na południe, robi się coraz cieplej, ludzie coraz bardziej rozluźnieni, szczerzej się uśmiechają, częstują owocami. W jakimś małym bałkańskim miasteczku zabieram się z grupą Cyganów, którzy jadą w stronę Turcji i może dalej do Indii. To najlepszy moment podróży, jestem w środku cygańskiej rodziny, uczę się grać na skrzypkach, uczę się ich pieśni, polujemy na kury, jeździmy po wsiach, dajemy występy za jedzenie, zasypiamy pod gwiazdami, bo jest ciepło i sucho. Ta podróż trwa niezmiernie długo, może jakiś rok już z nimi jadę, zakochuję się w jednym z mężczyzn z tej rodziny, przyjmuję rolę cygańskiej kobiety, ale wiem, że muszę jechać dalej. Zanim dotrę do Tybetu przejeżdżam jeszcze przez Indie, docieram do Tajlandii, do Laosu, do Wietnamu. Modlę się pod złotymi posągami Buddy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz