niedziela, listopada 13, 2005

Emigracja

Jeszcze zostalo pare rzeczy do kupienia, pare win do wypicia, kilka papierosow i wystawa Degasa,
i mozna juz spokojnie umierac.
I tak nikt nie zrozumie, w jakim jezyku powiedziales swoje ostatnie slowo.

zostalo 9 minut

sobota, listopada 12, 2005

Krakow

Krakowskie opowiesci w drugiej strefie Londynu,
nagle poczulam smrod Klubu Kulturalnego,
oszczane Planty i wyziew Rentgena
i ten obraz, ktory zobaczylam wyobrazajac to sobie
byl przepiekny.
Czy spadl juz snieg w Krakowie?

poniedziałek, listopada 07, 2005

c.d. Swietlicki

Powiedzialem: jest pierwsze i jasne,
powiedzialem: jest dobre i czyste.
Zapytalem: czy chcesz to zobaczyc.
Odpowiedziala: nie chce, nie chce

Powiedziala to w taki sposob,
ze musialem odwrocic sie od niej
a teraz bardzo powoli,
zwracam sie ku wyjsciu.

Melancholia

Ugrzezla w niej, zawiesila sie u szyi, ciagnie do barow i nad rzeke. Zagniezdza sie w niej na dobre, przychodzi razem z wieczorem, ktory rozciaga sie i oplata jej lozko, zbyt ciasno, by chciec z niego wyjsc. I ona powoli umiera z ta melancholia u gardla.

z cyklu: wieszcz Swietlicki

Powiedzialem: znam takie miejsce,
gdzie przychodza umierac koty.
Zapytalem: chcesz je zobaczyc?
Odpowiedziala: Nie chce.
Nie chce

niedziela, listopada 06, 2005

Vilhelm Hammershoi - Interior

Wspanialy obraz. Pusty pokoj, bardzo ascetyczny, wielki stól po srodku, w tle ogromne drzwi, zamkniete, a w samym srodku tego pokoju stoi kobieta, odwrocona do mnie plecami. Nie widac jej twarzy, nie wiadomo, czy jest mloda, czy stara, stoi znieruchomiala w ogromnym, pustym pokoju, nawet na stole niczego nie ma, nie stoi zaden wazon, zadna szklanka, brak serwety, zwykly drewniany, okragly stol, a w tle zamkniete biale drzwi.
porazajace doswiadczenie
mozna zobaczyc w National Gallery

sobota, listopada 05, 2005

dance naked under palmtrees

Olimpia

Miasto powoli zasypia. Zasnieza sie zupelnie. Olimpia idzie waska uliczka do domu, przechodzi kolo jego domu, patrzy w okna. Przytlumiony odblask swieczek. A wiec tamta jest u niego, a wiec teraz sie kochaja. Olimpia stoi pod ich oknem i chce sobie to wyobrazic, ale ktos staje za jej plecami. Odwraca sie i widzi mloda dziewczyne, zna ja, ona tez tu czesto przychodzi popatrzec w jego okna. Usmiechaja sie gorzko do siebie, zdaja sobie sprawe, jak sa smieszne i naiwne. Jego cienie. I powoli odchodza w swoje strony.

piątek, listopada 04, 2005

z cyklu: wieszcz Swietlicki

Minelo kilka dni. Od kilku dni jezdze
na drugi koniec miasta - pamietalem po co
jeszcze przedwczoraj - dzisiaj nie pamietam.

Przez park - po wielkich, wyswiechtanych lisciach
zimowych - pod drzwi: zadzwonic, zapukac,
postac, pomedytowac, odwrocic sie, odejsc.

To juz nie jest cierpliwosc - to juz jest religia.
To juz nie jest religia - dzisiaj ktos poruszyl
sie wewnatrz. Jutro bedzie wiosna

i bede dluzej pukac.

wtorek, listopada 01, 2005

sobota, października 29, 2005

z cyklu: wieszcz Świetlicki

Słoneczna Dominikana to byłoby jakies wyjscie dla mnie..

Sara

Berlin, tuż przed wojną. Sara - trzydziestoletnia Żydówka, która uciekła do tego miasta z jakims gojem. Było to dawno i już nie chce pamiętać, kim on był. Teraz siedzi w niewielkim, wynajmowanym pokoju i czeka, aż wybije siódma godzina, żeby znów wstać, ubrać się i pójsć do tego zadymionego lokalu, smierdzącego przypalonym tłuszczem i spoconymi mężczyznami. Wie, że tak jak co dzień odniosą ją pijaną do domu, może ktos z nią zostanie. Samotnosć w pijaństwie jest nie do wytrzymania.
Sara jest historią zimowego miasta. Widzę ją, jak schodzi z ostatniego piętra wysokiej kamienicy. Ręce ledwo dotykają wyslizganej, drewnianej poręczy. Widzę ją, jak idzie samotnymi ulicami, słyszę jej kroki gubiące się wsród sniegu. Jest cicho - zima wytłumia dźwięki miasta. Słabe swiatło latarni oswietla jej sylwetkę. W tym swietle mija kogos obcego. Niech on ją zatrzyma, niech zabierze tam, gdzie jest ciepło i słońce. Ale to tylko obcy przechodzień. Nawet nie wiadomo jak wygląda, nie widziała jego twarzy. A on minął ją, jak się mija latarnie i drzewa.
A teraz widzę ją obok synagogi. Palą się swiatła swiec. Zaczął się szabas. Mężczyźni modlą się o swoje zbawienie. Sara patrzy na swiatło i mysli o cieple wnętrza synagogi, o przejmującym spiewie kantora. Może nawet chciałaby tam wejsć, postać wsród tych, którzy może by ją pokochali, przed obliczem Tego, który może ją kocha. Ale mija synagogę i ironicznie się usmiecha do siebie. Umiera się samotnie, w ciszy, bez Tego, który kocha. Reszta to złudzenie, dopóki się żyje.

z cyklu: wieszcz Świetlicki

Moment, kiedy się jednoczesnie zapalają wszyskie lampy uliczne w miescie.
Moment, kiedy mówisz to niepojęte: nie, i nagle nie wiem, co z tym zrobic,
umrzeć, wyjechać, nie zareagować.
Moment w słońcu....

piątek, października 28, 2005

Maja

-Tak to już jest moja droga - Maja zrobiła przerwę, by podpalić mi papierosa - tak własnie jest, moja kochana, my jestesmy pielęgniarkami.. To my przychodzimy na każde jego westchnięcie, ratujemy go z bezbrzeżnego smutku, wyciągamy z knajpy sponiewieranego, kąpiemy, karmimy. a gdy wytrzeźwieje kochamy się z nim, a potem upewniamy go, że jest wielkim człowiekim przeznaczonym przez gwiazdy, żeby tworzyć. A potem, gdy znów poczuje się bezpieczny i uratowany wypuszczamy go z powrotem do innych pielęgniarek, filuternych blondynek, które czekają w każdej przystani. Tak to własnie jest, kochana.
-Maja zawiesiła głos - Ale żeby jakis facet chociaż popatrzył na ciebie, gdy będziesz pijana, brudna i nieszczęsliwa - nie moja droga, tak to nie ma.
Dlatego ja jestem tu.

z cyklu: wieszcz Świetlicki

Listopad, niemal koniec swiata, kilka minut przed zmierzchem.
Schroniłem się w kawiarni, siadłem tyłem do swiatła.
Wolne? Zajęte - odpowiadam, rzucam kurtkę na to drugie krzesło.

Och, gotów jestem już wyjsć z tego miasta, ręce wytrzeć o
liscie, cały ten kurz, tłuszcz miasta
wytrzeć o liscie, wyjdź ze mną, zobaczysz.

Znudzimy się i pozabijamy po tygodniu, ale pomysl o tych
łunach, które pozostawimy za sobą, o tych wszystkich miejscach
i kobietach, mężczyznach; pomysl - z jaką ulgą

będziemy krzyczeć w hotelowym pokoju, na najwyższym piętrze,
a nasze krzyki dotrą na pewno aż na
portiernię. Wolne? Już za chwilę będzie wolne - odpowiadam. Zmierzch.