piątek, stycznia 08, 2016

Zmierzch królowej, czyli jeden dzień z grudnia w hrabstwie Kent


Tego dnia dałam się ponieść wizji, że powinnam to opisać. Więc postawiłam fotel przy oknie, przy fotelu mały stolik, na nim laptop i przez cały dzień patrzyłam na ten zbiór przedmiotów, jak na martwą naturę.

Potem zrobiłam zdjęcie lampy wiszącej i pomyślałam, że może jednak napisze o tym królestwie, w którym mieszkam. O królowej, którą się opiekuję. O zapadaniu się domu w wilgoć i pajęczy kurz. Więc zaczęłam układać słowa, pętlić mozolnie zdania, ale ciągle wszystko było zupełnie nie na swoim miejscu, nazywało czarne fioletowym, zestawione razem brzmiało jak instrukcja obsługi czegokolwiek.

Zostawiłam więc tę niezdarną opowieść komuś innemu, bo przecież prędzej czy później ktoś napisze to właśnie tak, jakbym chciała napisać .
A mi ostatecznie znowu zostało tylko patrzenie.

Jutro moje urodziny. Za rok skończę 40, niedługo moja samotna starość stanie się jasna, jak szpitalne lampy. Na jednym ze zdjęć zobaczyłam swoją twarz na tle wielkiego posągu buddy. Nie była to nawet stara twarz, ale raczej pośmiertna. Zbyt jasna, zbyt gładka, zbyt woskowa.

Zapadam się razem z królestwem trzymając królową za rękę.


Brak komentarzy: