wtorek, czerwca 12, 2012

powroty do świtu

Nie wiem, czy powrót do pisania, jazzu i wina jest dobrym obrotem sprawy mojego życia? Jakbym ciągle dochodziła do jakiegoś muru, przed którym nie zostaje mi znowu nic innego, jak tylko wrócić do klawiatury, postawić przed sobą butelkę wina i włączyć radio z nastrojowym jazzem…Punkt krytyczny mnie samej. Święta Trójca mojego zbawienia – odkąd zasmakowałam w jazzie, winie i bezmyślnym pisaniu. Ale czuję, że tylko to może mnie uratować. Tylko to. Przemyślałam to już dawno, kiedy włóczyłam się z pijanym pianistą, karmiłam i pożyczałam na fajki innym pijakom, którzy zagościli u mnie w domu – nie moim domu, wynajmowanym za psie pieniądze. Przemyślałam to jednej nocy, gdy dopadł mnie potworny strach, że też tak skończę, że będę żebrała na piwo, że będę wpadać w ciemność codziennie – z buntem, strachem i bólem codziennie w tę samą ciemność wypełnioną po brzegi alkoholem. Wtedy myśl o pisaniu okazała się zbawieniem. Jeśli nie pisanie – pomyślałam wtedy – to na co żyć. Potem szukałam sobie kolejnych powodów do życia, czasem się udawało i zapominałam o pisaniu. Ale za każdym razem, kiedy powody okazywały się złudne, coraz mniej istotne, kiedy ich wartość nikła w oczach, znowu pojawiało się pisanie. Teraz też się pojawiło. Cały myk z tym polega na tym, że główną dziedziną pisania jestem ja sama. A to jest temat, idea, powód, dla którego mogę wciąż żyć, którym mogę się bez przerwy zajmować, który jak na razie mnie nie nudzi. Bo wystarczy mała depresja i od razu zjawia się głębia mnie samej. To ja jestem w sobie, dla siebie, nikt mi nie jest do niczego potrzebny. jestem samowystarczalna – a to jest najważniejsze, gdy na pozostałe sprawy nie mam wpływu. W swoim przypadku ciągle mam to złudzenie, że jednak mam wpływ, że wystarczy głęboka analiza moich przeżyć, że wystarczy to opisać, a od razu stanie się jasne, gdzie tkwi błąd. A czemu wciąż szukam błędu – bo życie jest nie do zniesienia w rzeczywistości. I ciągle nie mogę uwierzyć, że ono po prostu takie jest. Że jest z tym narodzinami, śmiercią – zresztą, pal licho śmierć, ale starość – STAROŚĆ – otępiała, delikatna jak porcelana, niezauważana przez nikogo forma istnienia. Wino powoli zaczyna działać, zaczynają działać wspomnienia…

Brak komentarzy: