niedziela, maja 25, 2008

Nie..nie dziełaj


W końcu, at least, wolny dzień! Organizuję sobie znowu - mam wrażenie, że po długich latach nieobecności - własny stół, układam książki, segreguję zapiski, zeszyty, przyglądam się w lustrze swojej twarzy - trochę zmęczona, opuchnięta, szkoda gadać..
W końcu niedziela, leniwa, bezstresowa, za oknem przekwita kasztan, dzieciaki grają w piłkę, w telewizji ludzie się modlą. Zapomniałam, że tak to właśnie wygląda. Piwniczne biuro odcina od świata, od dni tygodnia, od polityki, książek, myślenia o czymś zupełnie innym, niż zorganizowanie koncertu.
Nareszcie jeden dzień bez pracy. Bez odbierania telefonu, bez patrzenia na zegarek, bez pośpiesznego połykania obiadu. Wyciągnęłam filmy, wyłożyłam książki obok łóżka, zrobiłam pranie, zaraz się położę i będę gapić się w okno. I tak mi będzie dobrze, oj dobrze... Może znowu coś wymyślę, może znowu coś napiszę, przeczytam, zrozumiem. Ajajaj.
To ja poproszę o taki jeden dzień w tygodniu na stałe!!!
P.S. Ostrzegam przed Warszawą - tam się zdecydowanie za dużo tequilli leje.

1 komentarz:

Anonimowy pisze...

tequila blanca por favor :)))