poniedziałek, lipca 09, 2012

Tomasz Pułka nie żyje

W sumie to nie znam dobrze jego poezji, nigdy jakoś się nim nie interesowałam. Tak, był moment, że śledziłam jego dziennik internetowy - Rudnickie Zapiski - czy jakoś tak? Ale tylko dlatego, że taki był napalony na początku na wszystkie zmiany - rzucanie picia, palenia, pisanie, bieganie, pływanie, ach.. szaleństwo. Czytałam dlatego, żeby w końcu przyznał się, że nic się nie zmieniło. W końcu się nie doczekałam, chyba się znudziłam tym przechwalaniem się nowym życiem, tym twórczym potencjałem dwudziestokilkulatka. Zapomniałam, że dzieli nas różnica ponad 10 lat. Że on jeszcze wierzył, że wszystko można zmienić jedną decyzją, a najlepiej zdrowym trybem życia.

A dziś się dowiedziałam, że ten chłopak popełnił samobójstwo. I wkurzyło mnie to i rozśmieszyło jednocześnie. Ale wkurzyło bardziej. I pomyślałam sobie - a niech ma za swoje. A niech nie żyje! Ale dureń!

Chyba nie będę czytać wierszy Tomasza Pułki. Jakkolwiek by tragicznie się zabił.... Głupio mi tylko, że tak się wkurzyłam, bo w sumie jednak szkoda mi go...
I kiedy jechałam późnym wieczorem rowerem przez Most Poniatowskiego, kiedy wiatr był tak fantastycznie chłodny po całym dniu upału, kiedy znad Wisły roznosił się zapach ognisk, kiedy widziałam ludzi spacerujących, kiedy radio w słuchawkach grało słodkie bossanovy - wdychałam to wszystko łapczywie w siebie, gapiąc się w ciemne niebo i dziękując sobie, że wciąż jeszcze żyję!

Teraz pozostało uporczywe pytanie: Jak to zrobił????

7 komentarzy:

kl88 pisze...

http://niedoczytania.pl/tomasz-pulka/

kl88 pisze...

http://niedoczytania.pl/tomasz-pulka/

k88 pisze...

może tak jak w niedobiografii o Tomaszu Jerzym Pułce - wyskakując w okna.

Anonimowy pisze...

Nieoficjalna wersja policji: nieszczęśliwy wypadek, utonięcie. Uskok w dnie Odry.

Anonimowy pisze...

to nie była jego pierwsza próba.

jankiel333 pisze...

czyli jednak nieszczęśliwy wypadek..

Anonimowy pisze...

z pewnością nie wypadek. skoczył. kilka miesięcy temu mu się nie powiodło, ale udało się komuś bardzo mu bliskiemu. ten moment musiał kiedyś nadejść, niestety.