środa, lipca 25, 2012

Dzień


Po dzisiejszej wycieczce rowerowej przywiozłam do domu: dwie kukurydze, amerykańskie borówki i indyjską wizę.

Pierwszy dzień w drodze na Wschód.



niedziela, lipca 22, 2012

a w międzyczasie:

- rowerowe medytacje
- przybijanie piątki z lipami i kasztanami
- pobudki o 4 rano, żeby popatrzeć w słońce przez okno na 10 piętrze
- sny, w których wszystko się układa
- słuchanie muzyki sprzed pół wieku
- zakochiwanie się w aktorach niemych filmów

sobota, lipca 21, 2012

Odcinam się

"The falling snow enclosed my house of meditation.Dakinis gave me food and sustenance.The water of Snow Mountain was the purest draught.All was done without effort.
There is no need to farm where there is no demand for food.My store is full without preparation or hoarding.
By observing my own mind, all things are seen;By sitting in a solitary place, the royal throne is reached."

wtorek, lipca 17, 2012

Wiersz Szymborskiej

KILKUNASTOLETNIA


Ja - kilkunastoletnia?
Gdyby nagle, tu, teraz, stanęła przede mną,
czy miałabym ją witać jak osobę bliską,
chociaż jest dla mnie obca i daleka?

Uronić łezkę, pocałować w czółko
z tej wyłącznej przyczyny,
że mamy jednakową datę urodzenia?

Tyle niepodobieństwa między nami,
że chyba tylko kości są te same,
sklepienie czaszki, oczodoły.

Bo już jej oczy jakby większe,
rzęsy dłuższe, wzrost wyższy
i całe ciało obleczone ściśle
skórą gładką, bez skazy.

Łączą nas wprawdzie krewni i znajomi,
ale w jej świecie prawie wszyscy żyją,
a w moim prawie nikt
z tego wspólnego kręgu.

Tak mocno się różnimy,
tak całkiem o czym innym myślimy, mówimy.
Ona wie mało -
za to z uporem godnym lepszej sprawy.
Ja wiem o wiele więcej -
za to nie na pewno.

Pokazuje mi wiersze,
pisane pismem starannym, wyraźnym,
jakim ja nie piszę już od lat.

Czytam te wiersze, czytam.
No może ten jeden,
gdyby go skrócić
i w paru miejscach poprawić.
Reszta niczego dobrego nie wróży.

Rozmowa się nie klei.
Na jej biednym zegarku
czas chwiejny jeszcze i tani.
Na moim dużo droższy i dokładny.

Na pożegnanie nic, zdawkowy uśmiech
i żadnego wzruszenia.

Dopiero kiedy znika
i zostawia w pośpiechu swój szalik.

Szalik z prawdziwej wełny,
w kolorowe paski
przez naszą matkę
zrobiony dla niej szydełkiem.

Przechowuję go jeszcze.

...

Dziś mi jakoś smutno, melancholijnie. Niby nic się nie zmieniło, a nawet słońce wyszło. A jednak patrzę na półki pełne książek i żadna, żadna mi nie pasuje, a w każdej brakuje mi czegoś, co na chwilę by zagłuszyło ten smutek, a w każdej brakuje mi ludzkiej twarzy, fizycznego uścisku, dotyku.


Odliczam minuty do wyjścia z tego miejsca słów...

poniedziałek, lipca 16, 2012

jak wyprowadzić się z równowagi

Chciałam napisać jak to jeżdżę sobie rowerem po mieście, ale komputer mi oszalał i myśli zwiały, za to wpadła cała plejada przekleństw. I właściwie nadal wkurwia mnie ten sprzęt. I dlaczego by nie wrócić do pióra, które nigdy nie zawodzi? Potęga ekshibicjonizmu we mnie zmusza do używania czegoś, co tylko przeszkadza w pisaniu bezkolizyjnym... Ale chcę ten zdecydowanie nietrafiony sprzęt zabrać ze sobą do Indii, żeby nadawać z drugiego końca świata. Jakby ten kawałek świata, w którym teraz żyję nie był końcem świata. Próbne wstawienie zdjęcia

poniedziałek, lipca 09, 2012

Tomasz Pułka nie żyje

W sumie to nie znam dobrze jego poezji, nigdy jakoś się nim nie interesowałam. Tak, był moment, że śledziłam jego dziennik internetowy - Rudnickie Zapiski - czy jakoś tak? Ale tylko dlatego, że taki był napalony na początku na wszystkie zmiany - rzucanie picia, palenia, pisanie, bieganie, pływanie, ach.. szaleństwo. Czytałam dlatego, żeby w końcu przyznał się, że nic się nie zmieniło. W końcu się nie doczekałam, chyba się znudziłam tym przechwalaniem się nowym życiem, tym twórczym potencjałem dwudziestokilkulatka. Zapomniałam, że dzieli nas różnica ponad 10 lat. Że on jeszcze wierzył, że wszystko można zmienić jedną decyzją, a najlepiej zdrowym trybem życia.

A dziś się dowiedziałam, że ten chłopak popełnił samobójstwo. I wkurzyło mnie to i rozśmieszyło jednocześnie. Ale wkurzyło bardziej. I pomyślałam sobie - a niech ma za swoje. A niech nie żyje! Ale dureń!

Chyba nie będę czytać wierszy Tomasza Pułki. Jakkolwiek by tragicznie się zabił.... Głupio mi tylko, że tak się wkurzyłam, bo w sumie jednak szkoda mi go...
I kiedy jechałam późnym wieczorem rowerem przez Most Poniatowskiego, kiedy wiatr był tak fantastycznie chłodny po całym dniu upału, kiedy znad Wisły roznosił się zapach ognisk, kiedy widziałam ludzi spacerujących, kiedy radio w słuchawkach grało słodkie bossanovy - wdychałam to wszystko łapczywie w siebie, gapiąc się w ciemne niebo i dziękując sobie, że wciąż jeszcze żyję!

Teraz pozostało uporczywe pytanie: Jak to zrobił????

Wyjeżdżam na Wschód