niedziela, sierpnia 16, 2009

GUP-ia sprawa

Grodzki Urząd Pracy w Krakowie w samo południe. Jeśli jeszcze ktoś tam nie trafił, niech nie żałuje. Od paru miesięcy funkcjonuję w rejestrach urzędu jako bezrobotna, więc co miesiąc muszę odwiedzać to miejsce zapomniane przez świat. No bo samo usytuowanie Urzędu Pracy na obrzeżach miasta zakrawa na drwinę. Szerokie pola, lato, muchy bzyczą – a w samym środku niczego stoi ogromny budynek, w którym znajduje się niezliczona ilość pomieszczeń, pokojów, tajnych przejść służbowych, no i oczywiście – znudzeni urzędnicy. Po kilku w jednym pokoju, pewnie po to, żeby było z kim poplotkować, zjeść ciasto i napić się kawy. Każde pomieszczenie oczywiście służy innym celom. W jednym panie podbijają zaświadczenia, w drugim panie wydają wnioski, w trzecim panowie przecząco kiwają głową – na każde zadanie pytanie. „A tych wagonów jest ze czterdzieści, Sam nie wiem, co się w nich jeszcze mieści.”
Będąc w Urzędzie z kolejną wizytą (nb. kto mi odda za bilety, przecież jestem bezrobotna, dostaję 400 złotych miesięcznie, mieszkam po drugiej stronie Nowej Huty, na piechotę trochę za daleko..) wydusiłam od Pani w doradztwie zawodowym (nb. to ja zadawałam Pani pytania, na co ta odrzekła zdumiona, że posiadam rozległą wiedzę w temacie poszukiwania pracy), no więc wyciągnęłam z opornej na doradzanie urzędniczki wiadomość – uwaga!! tajemnica – że między 3 a 13 sierpnia można składać wnioski „o przyznanie jednorazowych środków na podjęcie działalności gospodarczej ramach projektu Różne drogi – jeden cel II współfinansowanego z Europejskiego Funduszu Społecznego”. Uff.. Oczywiście formularz wniosku należy odebrać w pokoju tym a tym, na piętrze tym a tym, za zakrętem.
Czemu nie skorzystać, pomyślałam. Od paru miesięcy bezskutecznie szukam pracy, więc może w ramach projektu aktywizacji bezrobotnych sama sobie stworzę pracę. Pomysł mam, konkurencji prawie brak, inwestycja nie będzie duża, ale trochę pieniędzy na początek przyda się. Wzięłam od kolejnej znudzonej Pani formularz i pojechałam z powrotem studiować go w domu. Muszę przyznać, że nie jestem jakimś imbecylem, studia wyższe mam skończone, mówię poprawnie po polsku, jednak jak z każdym urzędowym papierem w naszym kraju (choć myślę, że to specyfika papierów urzędowych bez względu na kraj i obyczaj) miałam problemy – niektóre pola do wypełnienia były dla mnie mało zrozumiałe. Jako że się uparłam na te pieniądze, postanowiłam wrócić do Pani, od której odebrałam formularz, żeby się dopytać, dowiedzieć, upewnić. Dobrze wypełniony wniosek to podstawa do kolejnych etapów projektu. Więc wchodzę do pokoju, jednego z kilku, w których urzędnicy zajmują się Funduszami Społecznymi i proszę o poradę, podchodząc do jednej z trzech znudzonych Pań. I tu zaskoczenie – bo Pani nie jest tu od porad. I nic mi nie powie. Muszę sama, choć nie rozumiem, jak to zrobić, ale sama. No przecież Pani nie jest tu po to, aby pomagać. Ona tylko wskazuje palcem, gdzie leżą wnioski, a potem je chowa do specjalnej szafki. Ona nie udziela żadnych informacji. Wszystko jest w Internecie.
Wyszłam. Nie trzasnęłam drzwiami. Ale nadal nic nie rozumiem. Nie rozumiem postępowania takich miejsc jak to, gdzie teoretycznie wszystko wygląda pięknie, aktywizacja bezrobotnych, doradztwo zawodowe, pośrednictwo pracy, szkolenia, kursy itp. W rzeczywistości jednak odbijanie się od drzwi za którymi znudzeni urzędnicy otrzymują swoje pensje, za to, że są, że piją kawę i plotkują o swoich znajomych. Bo czy nie jest to logiczne, że skoro jest to twoja pierwsza działalność, że jest się bezrobotnym – a przecież program celuje przede wszystkim w trwale bezrobotnych i po 50 roku życia – to czemu nie można zasięgnąć porady, jak dobrze wypełnić wniosek, skoro i tak, dopiero po zakwalifikowaniu się następuje szkolenie z prowadzenia firmy i pisania biznes-planu. Ale gdzie mam szukać wyjaśnienia – u którego znudzonego urzędnika?